idealne matki cały film

The Damned Don't Cry Gatunek :Dramat, Romans, Kryminał Rok produkcji :1950-05-07 Runtime : 103 Minutes Aktorzy :Joan Crawford, David Brian, Steve Cochran, Kent Smith, Hugh Sanders, Selena Royle, Jacqueline deWit, Morris Ankrum, Edith Evanson, Richard Egan Idealne matki cały film po polsku za darmo Idealne matki Gatunek :Dramat Rok produkcji :2013-04-03 Runtime : 100 Minutes Aktorzy :Naomi Watts, Robin Wright, Xavier Samuel, James Frech Fanatyk cały film po polsku za darmo roy movies. Oktober 05, 2019. Fanatyk Gatunek :Dramat Rok produkcji :2001-10-10 Runtime : 98 Minutes Idealne matki Adore Zwiastun PL premiera 21 czerwca 2013 Cały film. MaxTR. Dobra jakość Idealne matki (Adore) Online | Najlepsza wersja. 2:20. HD | Uniwersytet Potworny (Monsters University) Online | BiDA z napisami wtopionymi. dm_51f7ab40a5837. Idealne matki (2013) Lektor PL. 01:47:07 Dramat. Odważny, łamiący tabu film z dwiema pięknymi gwiazdami Hollywood w rolach głównych! Rose i Lil znają się od dziecka. Obie mają dorastających synów i mieszkają w sąsiedztwie. Wszyscy razem spędzają dnie nad oceanem surfując i opalając się. nonton film a muse full movie sub indo. Obejrzyj ten oraz 10569 innych filmów i seriali premium od oficjalnych dystrybutorów! Oglądaj legalnie i w najlepszej jakości. Nie kupuj kota w worku! Wypróbuj konto premium przez 14 dni za darmo! Dramat Odważny, łamiący tabu film z dwiema pięknymi gwiazdami Hollywood w rolach głównych! Rose i Lil znają się od dziecka. Obie mają dorastających synów i mieszkają w sąsiedztwie. Wszyscy razem spędzają dnie nad oceanem surfując i opalając się. Ta sielanka zostaje zakłócona gdy jedna z matek wdaje się się romans z synem koleżanki. Film z biblioteki: CDA Premium IMDb: / 10 Ilość głosów: 25656 Włącz dostęp do 10570 znakomitych filmów i seriali w mniej niż 2 minuty! Nowe, wygodne metody aktywacji. Autoodtwarzanie następnego wideo Pierwsze spotkanie na ogół na trwałe zostawia w naszej pamięci konkretne wspomnienie – pozytywne lub negatywne. Ktoś lub coś robi na nas dobre lub nienajlepsze wrażenie. Tyczy to zarówno pierwszej przeczytanej przez nas książki danego pisarza, pierwszego obejrzanego filmu danego reżysera czy, choć może w mniejszym stopniu, płyty albo koncertu artysty dotąd nam obcego. Piszę o tym, bo za mną pierwsze spotkanie z prozą Doris Lessing, popularnej pisarki, która rozgłos nad Wisłą zyskała dopiero po przyznaniu jej Nagrody Nobla w roku 2007. Urodzona w 1919 roku Brytyjka (a więc najstarsza osoba nagrodzona literackim Noblem) znana jest z mocnej prozy poświęconej kobietom. Uznawana jest za autorkę feministyczną, porusza też w swoich książkach trudne tematy, takie jak dyskryminację, toksyczne związki czy nierówności klasowe i rasowe. Długo wahałam się, jak zawsze, gdy proza ma etykietkę feministycznej, zanim sięgnęłam po twórczość Lessing. Ale nadarzyła się dobra okazja – wydanie przez Wielką Literę opowiadania „Idealne matki”, które wcześniej funkcjonowało pod tytułem „Dwie kobiety” i zostało zamieszczone w tomie opowiadań pod tym samym tytułem. Teraz pretekstem do przypomnienia czytelnikom tej krótkiej historii (książka liczy ledwie 110 stron) była jej ekranizacja. I jak to moje pierwsze spotkanie z Lessing przebiegło? Nie zaczęło się dobrze, tzn. książkę po kilkunastu stronach odrzuciłam, stawiając sobie za priorytet przeczytanie czegoś znacznie grubszego. Nie to, że historia mnie nie zaciekawiła, ale po prostu znałam jej sedno – przy okazji premiery filmu trudno było uniknąć tzw. spoilerów. Niestety, pisząc tę recenzję też nie uda mi się od nich uciec. Prawda jest bowiem taka, że żeby mówić o tej książce trzeba powiedzieć na wstępie o czym ona jest. A przedstawione są w niej dziwne, dla niektórych może wręcz wynaturzone związki. Dwie przyjaciółki, znające się od dzieciństwa, nierozłączne, mieszkające blisko siebie, tracą mężów – jeden umiera, drugi zakłada rodzinę w innym mieście. Strata dla kobiet wcale nie jest taka wielka – od zawsze wolały swoje towarzystwo znacznie bardziej niż towarzystwo współmałżonków. Teraz zostały same z dziećmi – dorastającymi synami, pięknymi, inteligentnymi i bardzo podobnymi do siebie. We czwórkę stworzą nierozłączny tandem. Z czasem przerodzi się on w dwuznaczny czworokąt. Oto Ian, syn Lil , zakochuje się w Roz. Z wzajemnością. A syn Roz, Tom, zadurzy się w Lil. Można powiedzieć – wymienią się matkami, pozwalając sobie jednak na znacznie większą intymność i bliskość niż ta, która może łączyć matkę z synem. To fatalne zauroczenie może się czytelnikowi wydawać mało prawdopodobne, zwłaszcza, że Lessing całą historię opisuje dość powściągliwie, w filmowy sposób montując kolejne, wyrywkowo wybrane sceny. Ale okazuje się, a przynajmniej twierdzi tak sama autorka, że jest to historia z życia wzięta. Tym bardziej więc robi ona na czytelniku wrażenie. Pytanie, czy pozytywne? Lessing o sprawie pisze bez zgorszenia, cała czwórka bohaterów zdaje się być przekonana, że ich związki to naturalna kolej rzeczy w takim przyjacielskim układzie. I być może tak jest, bo związek kobiet, który zmierzał w stronę lesbianizmu, udało się „przenieść” na coś może jednak bardziej normalnego, o ile normalnym nazwiemy wyłącznie związek kobiety z mężczyzną. Taka interpretacja wydaje się ciekawa i znajdująca uzasadnienie w fabule, ale być może przyczynek do tej dziwnej historii był bardziej prozaiczny – kryzys wieku średniego, jaki dotknął bohaterki. W każdym razie Lessing tego nie docieka, co więcej, zostawia czytelnika bez odpowiedzi jak cała historia potoczy się dalej. Czy mogę powiedzieć, że pierwsze spotkanie z Doris Lessing było udane? Z pewnością zapamiętam je na długo. Nie podobało mi się jednak to, że to, co przeczytałam było kompletnie wyprane z emocji, opowiedziane na sucho. Lessing bardzo oszczędnie przedstawia bohaterów, a już w szczególności tych męskich. Nie sposób z nimi sympatyzować, nie sposób ich zrozumieć. Autorka po prostu nie daje nam do tego okazji. Nie mniej jednak, próbuję odczytywać „Idealne matki” jako uniwersalną opowieść o ulotności uczuć, niespełnionej miłości, a także o konsekwencjach miłości egoistycznej, która może się tak naprawdę stać udziałem każdego z nas. Malwina Sławińska Tak sobie chodzę już któryś dzień z tym filmem w głowie i dopiero dziś dokonałam odkrycia, że o tym, co zrobiła Anne Fontaine właściwie nie można powiedzieć niczego złego. Wszystkie bowiem wady Idealnych matek leżą w samej historii - popełnionej przez Doris Lessing, brytyjską laureatkę Literackiej Nagrody Nobla, niedorzecznej opowieści o romansie dwóch matek ze swoimi (na szczęście, nie własnymi) (Robin Wright) i Lil (Naomi Watts) przyjaźnią się od dziecka. Mieszkają po sąsiedzku, obie są samotne (jedna jest wdową faktyczną, druga - słomianą, przegraną w procesie decyzyjnym robiącego karierę męża) i mają synów w tym samym wieku. Ich relacja jest tak bliska, że co niektórzy podejrzewają je nawet o związek partnerski. Pewnego dnia jej intensywność przechodzi pewną granicę - Ian (Xavier Samuel), syn Lil, daje Roz poważny sygnał, że chce być z nią bliżej. Odbiciem tej sytuacji jest analogiczne działanie jego kolegi, Toma (James Frecheville), zakochującego się w Lil. Cała ta przedziwna historia stanowi oś filmu i to wokół niej wszystko się kręci. Czwórka głównych bohaterów nie ustępuje miejsca innym postaciom właściwie ani na chwilę - pojawiający się przejazdem sąsiedzi są tylko tłem, a ci, którzy mogliby realnie namieszać i mieć większy wpływ na sytuację, pojawiają się tylko na chwilę, jakby mimochodem. Nawet dwie bohaterki, które otrzymały z przytupem funkcję katalizatorów zmian, są trochę odrealnione, niewyraźne, nieznaczące, a przez to w żaden sposób nieprzekonujące. Normalnie mogłoby być to trochę duszące, ale w przedziwny sposób nie jest - krzyżujące się nieustannie duety (w przeróżnych kombinacjach - syn i syn, syn i matka, matka i matka, matka i syn przyjaciółki) są dawkowane w apetycznych porcjach i nawet niespecjalnie drażnią. Piękne zdjęcia nadmorskiego krajobrazu (morski pomost, pusta plaża, dwa domy położone na niemalże niezamieszkanym terenie, widok na ocean prosto z tarasu itd.), sceny otulone subtelnymi, kojącymi dźwiękami, wyważone tempo akcji - mogło być naprawdę idealnie. A tak? Cały urok australijskiej przestrzeni niweczy absurdalna historia. Nie, nie jest nią płomienny romans dwóch par, w których różnica wieku jest najmniejszą przeszkodą. Choć rzecz jest nieco kontrowersyjna, nie jest niespotykana - można sobie taką sytuację wyobrazić, może nawet przyjąć, zaakceptować. Serce - ponoć - nie sługa. Problemem jest tu coś zupełnie innego (kolega tutaj uprzedził mnie w tym odkryciu, ale to chyba tylko potwierdza fakt, że rzecz kłuje w oczy): wszyscy bohaterowie, jak jeden mąż, bezwiednie niemal godzą się na ten kuriozalny stan rzeczy. Ok, tytułowe matki początkowo trochę się opierają zalotom młodych chłopców (bardziej Lil niż Roz), ale dzieje się to pro forma, głupio przecież chociaż na chwilę tym dziwnym układem się nie zaniepokoić. Przesadzam? A gdyby wasz(-a) przyjaciel/przyjaciółka sypiał(-a) z waszym dzieckiem? Albo wasz (-a) kolega/koleżanka miał romans z waszą matką? Serio, nie ruszyłoby was to? Mnie owszem, pewnie nawet wpadłabym w furię. Co robią natomiast Lil i Roz? Rozmawiają, po prostu od czasu do czasu rozmawiają. O tym, że muszą przestać, ale czy rzeczywiście muszą, skoro jest tak dobrze, są takie szczęśliwe, a poza tym zabunkrowane w swoich posesjach na odludziu, więc właściwie chronione przed wścibskim okiem pobliskich mieszkańców. Analogicznie zachowują się chłopcy. Nikt tu nikogo nie leje, nie ma do nikogo pretensji, wszyscy odnajdują się w nowym układzie wzorowo. Czym tu się w końcu przejmować, it's no big deal. I co z tego, że Robin Wright i Naomi Watts dają z siebie 200%, wskrzeszają ze swoich bohaterek emocje, których zabrakło w fabule i rysunku postaci, konfrontują się z kamerą i z całą dojrzałością umysłu i ciała pokazują w detalu oznaki swojej przemijającej młodości, słowem grają wspaniale. Co z tego, skoro tocząca się na naszych oczach intryga (akcja w sensie) to jeden wielki nonsens. Znów dostajemy dobrze skrojony film, który nuży z powodu swojej treści. Czy to oznacza, że z kiepskiej historii nie można zrobić dobrego filmu? Pocieszcie, że można. Czy polecam? Na kiedyś, w ramach wieczoru z polsatem czy innym tvn-em, inaczej - niekoniecznie. Źródło zdj.: Skaliste wybrzeże Australii. Pełne słońce, seledynowe morze i dwie kobiety leżące na, niemal bezludnej, plaży. „Czy my to zrobiłyśmy?” – pyta jedna z nich, przyglądając się młodym surferom. „Tak, to nam się udało” – z dumą w głosie odpowiada druga. Czekający na dobrą falę chłopcy to ich synowie. Kamera fetyszyzuje ich ciała, prezentowani są niczym młodzi bogowie. Gdy biegną po skąpanej w słońcu plaży, widzimy w zbliżeniu jak krople wody odbijają się od ich opalonej, jędrnej skóry. „Są piękni” – zgodzą się ze sobą Lil i Roz, przyjaciółki z dzieciństwa. Bardzo sobie bliskie, przez otoczenie uważane nawet za parę. Ich synowie również są dla siebie najlepszymi przyjaciółmi. Niczym jedna wielka rodzina. Mieszkają obok siebie w nowocześnie zaprojektowanych, acz przytulnych domach stojących tuż nad brzegiem morza. Warunki, w których rozgrywa się ta historia, to właściwie raj na ziemi – idealni ludzie, idealna pogoda, idealne zajęcia (Roz prowadzi galerię sztuki, Lil zajmuje się sprzedażą jachtów). Trudno byłoby uwierzyć, że tym kobietom może czegoś brakować. A jednak… Pewnej nocy idylla zostaje zakłócona. Roz daje się uwieść synowi swojej przyjaciółki i idzie z nim do łóżka. Syn Roz, widząc, co zaszło, najpierw nie może znaleźć sobie miejsca. Mówi o wszystkim Lil. Oboje nie wiedzą, jak się do tego odnieść, trudno im uwierzyć w to, co się stało. Aż w końcu sami spędzają razem noc. Nie kończy się jednak na pojedynczych chwilach słabości. Jedna z kobiet jest wdową, mąż drugiej wyjechał do pracy w innym mieście – namiętność jest właśnie tym, czego brakuje ich „idealnym życiom”. Sytuacja ta rozpoczyna czteroosobowy układ, oparty nie tylko na seksie, ale też specyficznej, familijnej relacji między przyjaciółkami i ich synami. Trudno nie zgodzić się z tym, że punkt wyjścia filmu jest co najmniej intrygujący. Kontrowersyjny scenariusz na podstawie opowiadania noblistki Doris Lessing (które z kolei ponoć oparto na faktach) mógł być przepustką do powstania naprawdę oryginalnej, angażującej produkcji. Ten potencjał nie został jednak w pełni wykorzystany. Trudno powiedzieć, jakie były intencje pani reżyser, Anne Fontaine („Coco Chanel”) – moim zdaniem, nie do końca wiedziała, w jaką stronę chce pchnąć tę historię. Ciekawy temat traktowany jest przez nią dość powierzchownie. Niektórzy recenzenci tłumaczą, że stara się być obiektywna, że próbuje unikać osądzania swoich postaci… Z drugiej strony, daleka jest też od dokumentalnego podejścia. Tworzy na ekranie bardzo specyficzny, poniekąd sztuczny, nieznany widzowi świat, ale nie pozwala się w niego zagłębić. Ostatecznie, intrygujący punkt wyjścia filmu, jest też jego punktem dojścia (co podsumowane jest zresztą finałową sceną-klamrą). „Idealne matki” to po prostu losy kontrowersyjnej relacji dwóch kobiet i ich synów na przestrzeni lat. Tylko tyle. A może jednak „aż”? Trzeba przyznać, że Fontaine swoim anglojęzycznym debiutem potwierdza, że ma fach w ręku. Dobrze radzi sobie z przeskokami czasowymi, umie wytworzyć specyficzny klimat, świetnie też prowadzi aktorów. Wcielające się w matki, Naomi Watts i Robin Wright, tworzą tutaj naprawdę udane, kontrastujące ze sobą kreacje. Zwłaszcza ta druga, jako opanowana i racjonalna, a jednocześnie łaknąca uczucia Roz, daje tu popis swoich umiejętności. Cieszy to tym bardziej, że Wright od dłuższego czasu nie miała do zagrania tak dużej, ciekawej roli. Tym razem dostała swoją szansę i w pełni ją wykorzystała. Obie aktorki musiały też zmierzyć się z trudnymi scenami erotycznymi, nakręconymi jednak z klasą i smakiem. Nieco gorzej wypadają na ich tle panowie – znany z „Królestwa zwierząt” James Frecheville oraz Xavier Samuel, ulubieniec nastolatek z trzeciej części „Zmierzchu”. Prawdą jest jednak, że nie mieli tu dużo do zagrania. Ich postaci są dość jednowymiarowe, sztuczne, przypominają żywe posągi. I tutaj właśnie zaczyna się największy problem „Idealnych matek”. W tę historię (choć niby prawdziwą) po prostu się nie wierzy. Podczas oglądania w głowie powstaje zbyt wiele pytań. Na przykład, czy chłopcy rzeczywiście nie znają atrakcyjnych dziewczyn w swoim wieku? A jeśli tak, to dlaczego nie są nimi zainteresowani? Aż do wyjazdu jednego z synów do Sydney, nie mamy możliwości oglądania ich w szkole lub wśród znajomych. Wygląda to tak, jakby spędzali czas tylko w dwójkę, surfując i opalając się. Oczywiście, można było tę kwestię wytłumaczyć trzymaniem ich pod kloszem idealnego życia, specyficzną relacją matek, mającą swój początek w dzieciństwie itd. – w filmie nie ma jednak nawet cienia takiej drogi interpretacji. Trudno przejąć się też kulminacyjnym punktem historii – zagrożeniem w postaci osądu otoczenia. O nim bowiem tylko się mówi. Jedna z matek powtarza o „przekroczeniu granicy”, boi się oceny sąsiadów, a tak naprawdę, oglądając film ma się wrażenie, że ci sąsiedzi nie istnieją. Te konkretne warunki, czyli sztucznie wykreowana, idealna do bólu, rajska wysepka, to przecież nie miejsce dla ograniczonych, tępiących cudzy styl życia ludzi. Świat przedstawiony na ekranie (przepięknie sfotografowany przez Christophe’a Beaucarne’a) jest aż zbyt cudowny, by uwierzyć, że mogą w nim istnieć tego typu problemy. Sytuacji nie poprawiają też dialogi. Christopher Hampton, scenarzysta „Niebezpiecznych związków” i „Pokuty”, tym razem odstawił fuszerkę. Niektóre rozmowy bohaterów do żywego przypominają wymiany myśli z „fabularnych” filmów porno. Ponadto, są tutaj sceny tak absurdalne i przypadkowe, że wywołują niezamierzone wybuchy śmiechu widowni. Tego typu wpadki, przy temacie tak kontrowersyjnym i wymagającym delikatnego podejścia, bolą niestety podwójnie. Mimo wszystkich grzechów „Idealnych matek”, to wciąż kawałek całkiem niezłego kina. Mamy tu do czynienia z typowo europejską (w tym wypadku, francuską) produkcją, o tyle wyjątkową, że po angielsku, dziejącą się w Australii, z tamtejszymi aktorami oraz jednym wyjątkiem w postaci Robin Wright prosto z Hollywood. Jest tu ciekawy temat, są piękne zdjęcia, dobre kreacje aktorskie – trudno odmówić temu filmowi pewnego smaku i elegancji. Na plus zaliczyć także trzeba to, iż oba związki nie zostały przedstawione według tego samego schematu, ale wręcz z zaznaczeniem dzielących ich różnic. Tym bardziej szkoda, że film nie wykorzystuje do końca swojego potencjału. Nie zmusza do myślenia, wszelkie pytania ucina prostym „bo tak”. Dopiero końcówka korzysta z jakiegokolwiek ciągu przyczynowo-skutkowego, przybiera poważniejszy ton i daje szansę na analizę przedstawionej historii. Wydaje się jednak, że to za mało i za późno. Ostatecznie, film ten jest przede wszystkim stylowo nakręconym, estetycznym obrazkiem. Intryguje jedynie na początku. Potem – nuży, śmieszy, dziwi, a wszystkie te emocje są dość letnie. Wszechobecna w „Idealnych matkach” australijska woda okazuje się nie być tajemniczym, wielkim, wzburzonym oceanem, ale lazurową, piękną, acz płytką sadzawką. Dwie piękne gwiazdy Hollywood (dwukrotnie nominowana do Oscara Naomi Watts i nominowana do Złotego Globu za rolę w filmie "Forrest Gump" Robin Wright) i dwaj aktorzy młodej generacji (znany z serii "Zmierzch" Xavier Samuel oraz James Frecheville, nominowany do nagrody Amerykańskiego Instytutu Filmowego za główną rolę w głośnym "Animal Kingdom" ) w odważnym i łamiącym tabu filmie reżyserki "Coco Chanel". "Idealne matki" to ekranizacja inspirowanego prawdziwą historią opowiadania laureatki literackiej Nagrody Nobla – Doris Lessing. Autorem scenariusza jest Christopher Hampton, zdobywca Oscara za "Niebezpieczne związki". Lil i Roz znają się od dziecka. Obie mieszkają w sąsiadujących ze sobą domach położonych nad samym oceanem. Lil od niedawna jest wdową, a mąż Roz wyjechał na południe do pracy na Uniwersytecie w Sydney. Każda z kobiet ma syna. Obaj są atrakcyjnymi młodymi mężczyznami o perfekcyjnych sylwetkach, którzy całymi dniami surfują i opalają się na niewielkiej plaży. Ten sielankowy spokój już wkrótce zostanie zburzony przez huragan emocji i pożądania. Wszystko zacznie się od namiętnego pocałunku jednego z synów… z matką drugiego.

idealne matki cały film